Wiktor Orzechowski

16 lip 20201 min

Balans

Minęli ich właśnie wracający z parku mężczyzna i małyi chłopiec. "Jak nie, to nie. Nic na siłę, synek" - dało się jeszcze usłyszeć. Cofnęła dłoń z kierownicy i postawiła stopę z powrotem na ziemi. "Tatuuś, ale ja nie chce tak! Ja chce tak jak było" powiedziała z opuszczoną głową, zerkając na podniesione siodełko i odkręcone boczne koła rowerka. Ojciec wiedział, że już troszkę wyrosła. Gotów był z miejsca kupić większy i lepiej dopasowany do jej wieku. Posiadał jednocześnie tę dziwną intuicję ojcowską, tę myśl, że "Mała" musi najpierw dorosnąć do tego swoimi umiejętnościami. Coś, jakby miała najpierw na to zasłużyć, jakby miała udowodnić. Walczył z tą myślą bo zupełnie nie potrzebował tego dla siebie. Sobie już udowodnił wiele rzeczy i nie zawsze "udowadnianie" okazywało się najważniejsze.

„A może udowadnianie jest potrzebne, i jednocześnie, tylko jeśli udowadniasz coś sobie?” - zapytał w duszy. „Tygrysku?” Tym razem głośno zwrócił się do córki: „Pamiętasz jak się czujesz, kiedy coś wydawało się trudne, ale świetnie udaje Ci się to zrobić?”. „Yhyy” odpowiedziała niepewnie. „A jak myślisz… jak będzie wyglądała Twoja mina, kiedy opowiesz dzisiaj mamie o tym jak szybko nauczyłaś się jeździć bez bocznych kółek?”. Zapytała tylko: „ale będziesz za mną szedł?”. „No jasne!” potwierdził, a ona właśnie złapała balans.

    570
    4